• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

w-z-s-m-1

Linki

  • Bez kategorii
    • bmp
    • nothing more
    • sentymentalizm
    • Stary i może

Archiwum

  • Czerwiec 2022
  • Marzec 2022
  • Styczeń 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Sierpień 2021
  • Lipiec 2021
  • Czerwiec 2021
  • Maj 2021
  • Kwiecień 2021
  • Marzec 2021
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019

Najnowsze wpisy


< 1 2 3 ... 16 17 >

24 lata temu....

 

24 lata temu (chociaż data początkowa wciąż czasami jest kwestią sporną) umówiłam się z Obywatelem, że jesteśmy sobie na wyłączność i od tamtego dnia (a był piątek, impreza zakrapiana z pizzą w tle) mamy przywilej chodzenia za rękę, z czego non stop korzystamy.

 

24 lata. Ja nie mogę…. Cudowna podróż, piękny czas, wspomnienia, wspólna historia bardzo kolorowa, wypracowane wspólne gesty, spojrzenia, które starczą za wszystkie słowa.

 

Mam bardzo dobre małżeństwo. Mam Obywatela przy boku. Kiedyś bałam się używać takich słów, ale myślę, że powinnam te obawy odsunąć na bok, bo były podyktowane drobnymi konfliktami i docieraniem się. Ale zarówno konflikty, jak i docieranie się w przeróżnych kwestiach, były za nami i są wciąż przed nami, więc nie można tego co czuję, zakotwiczyć w czasie. Ale można to nazwać. Trzeba nawet. Ja mam potrzebę i chęć nazwania, dookreślenia, uściślenia. To mi da spokój. Obywatel jest moim przyjacielem. Moją podporą, chociaż czasem wkurza mnie niemożebnie, ale ja jego również, więc remis. Jest moją największą miłością. Ostoją. Moim portem. Azymutem. Adresatem moich trosk i lęków, ale przede wszystkim adresatem ciepłych i troskliwych myśli i uczuć, potoku miłości i zaufania. Jest moim domem. Oby to się nigdy nie zmieniło. Ale żeby się nie zmieniło, musimy wspólnie nad tym pracować, co nie jest czasem łatwe. Ale łatwiej jest wkładać trud we dwoje, niż w pojedynkę.

 

Dobre jest to życie, jak się ma obok przyjaciela. Człowieka, któremu można oddać duszę i ciało bez obaw. Może to i górnolotnie brzmi, może patetycznie jakoś, ale Obywatel pisze ze mną mapę. Naszą piękną historię. Nie wiem jakie spojrzenie na to ma on sam, ale czuję, że bardzo podobne. Bardzo.

 

A z takich domowych, przyziemnych, zwykłych – niezwykłych spraw, trzeba mi odnotować, że życie płynie spokojnie (mimo tych zawirowań z moją pracą i zdrowiem ostatnio), ale z małymi zwrotami akcji. Na przykład mój syn starszy. Funduje mi takie niespodzianki, że oznajmia, że w dniu jutrzejszym nie idzie do szkoły, bo nie (a ja pozwalam, bo tak. Bo ma dobre oceny i ma do mnie zaufanie i mówi mi, że nie idzie do szkoły, zamiast na przykład siedzieć na wagarach w krzakach z fajką i winem), a jak przychodzi jutro, to wstaje rano i zmienia zdanie. I wtedy pędem produkuję kanapki do szkoły, bo książę zmienił zdanie! Ale tam. Co tam. Ma wybór? Korzysta z niego? No.

 

Muszę wrócić na chwilę jeszcze do tej naszej dzisiejszej rocznicy. Bo nasi synowie wpisują się w tę wspólną, Obywatela i moją, podróż przez życie i dopełniają ją dokumentnie, idealnie, kompletnie. Są cudowni. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.

 

Jest w punkt.

 

A co do upływu czasu, który dzisiaj na krótki moment zwolnił, by go celebrować od środka….. od jakichś 2-4 lat (a w ostatnich miesiącach szczególnie) dostrzegam upływ czasu, który widoczny jest na moim ciele. Masa siwych włosów, zmarszczki, bardziej przesuszona skóra, bardziej wiotka niż te 20 lat temu…niż te 10 lat temu! Patrzę na swoje ciało i dostrzegam jego piękno. Widzę jego moc i siłę. Widzę też, że od jakiegoś czasu muszę szczególnie o nie zadbać, dopieścić. Wklepać kremy, balsamy, oleje w końcówki włosów, krem w dłonie. Moje ciało mówi mi, że zwalnia i że ja mam sobie głowę nastroić do tego tempa. Starsi ode mnie ludzie mówią mi, że a gdzie tam!, co to za gadanie!, jaka starość? A ja wiem swoje. Słucham ciała. Wiem, że forsowanie się, że stawianie sił nad możliwości już za mną. Starość rozpoczyna się w chwili narodzin, tylko jest do niej dłuższa droga. Aktualnie jestem mniej więcej w połowie tej drogi i zamierzam oszczędzać ciało, żeby uruchomić bezpieczne rezerwy za kilkanaście lat, jak będą – mam wielką nadzieję – wnuki. Z trwogą patrzę czasem na Obywatela, który momentami nie uwzględnia tej opcji w swoim życiu. Opcji oszczędzania sił. A chcę przecież z nim długo, bardzo długo spacerować w tym życiu za rękę. Korzystać z możliwości, którą daliśmy sobie 24 lata temu.

 

05 czerwca 2022   Dodaj komentarz

O Indianinie, rozczarowaniu i pierwszym...

Ucieszył się, że jutro dzień wagarowicza i że ponoć na librusie jest informacja o tym, że to dzień bez plecaka.

Ja też się ucieszyłam, nie powiem.

Przezornie jednak zerknęłam w e-wiadomości szkolne i wyczytałam, że dzień bez plecaka nie oznacza, że lekcji nie ma. Pani mundra napisała, że to oznacza tylko tyle, że fajnie by było, żeby dzieciaki nie pakowały podręczników do plecaków, ale do jakiegoś substytutu plecaka.

Ale że jak....Jan? Do reklamówki, czy co....?

Jan spojrzał na mnie tak samo, jak ja na niego. Mieliśmy to samo rozczarowanie w oczach.

Na rozczarowanie Jan nie miał anegdoty. Ale na poczucie niezręczności już tak

Jan: mama, jakbyś kiedyś poczuł się głupio, to sobie pomysł o tym, że kiedyś gdzieś był sobie taki Indianin, który przeniósł stolicę (a może nazwę miasta jakiegoś, nie pamietam) w jedno miejsce, a potem się okazało, że to nie tam i musiał wszystko odkręcać. 

Ta pani mundra od wiadomości na librusie mogłaby o tym usłyszeć. Nie dość, że te plecaki ciężkie jak jasny gwint,  to jeszcze uczniowie mają je, tak dla hecy, zastąpić szelestem z biedry.  Mogliby ich puścić na te wagary. Byłoby naprawdę spoko. 

20 marca 2022   Dodaj komentarz

Dwa miesiące milczenia

Spowodowane raczej nie wiem czym. W międzyczasie nie działo się nic, co by urwało dupę. Nic z takich przyziemnych, codziennych atrakcji życiowych.

Ale zadziało się na arenie międzynarodowej i polskiej też. I to sprawiło, że lawinowo zmieniła się nasza rzeczywistość.

Żeby ta notka dla potomnych nie została jałowa i bez sensu, wypunktuję:

1. 24 lutego Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą. 

2. W związku z powyższym, mamy aktualnie w ojczyznie kryzys migracyjny.

3. Wciąż nawiązując do pkt. 1, zdaliśmy egzamin jako ludzie na ocenę celującą. Nieudolność rządu została obnażona, a solidarność rodaków wybija się w kosmos. Myślę też, że te kukiełki polityczne, kaprawym swym okiem dostrzegą, że jeśliby tak niechcący wkurwić rodaków w kraju, to może być grubo. Mam nadzieję przynajmniej, że ktoś to dostrzeże.

3. Ceny rosną, pensje maleją.

4. Rośnie inflacja, co niepokojąco przekłada się na raty kredytów hipotecznych.  I na ceny rynkowe. Możnaby rzec, że sytuacja jest rozwojowa, ale na razie jeszcze nie aż tak dynamiczna. Na przykład oglądaliśmy jakis miesiąc temu zlew do naszego holendra i kosztował on stówę mniej niż dziś. Jest zmiana, ale bardziej będzie odczuwalna za kolejny miesiąc, mam wrażenie.

5. Nowy Ład. Program fiasko PISu. Nawet szkoda gadać.

6. Lepiej, jak dla mnie i moich potomnych, napisać o tym, co dzieje się w szkołach moich gzubów: 15 minut temu (a jest środa, 21.35) Gustaw wszedł raźnym krokiem do naszego pokoju i oznajmił, że ma bardzo fajne zadanie z polskiego i dlatego właśnie, że takie fajne, to zostawił je sobie do zrobienia na ostatnią chwilę. Taka niby wisienka na torcie zadań domowych.  Creme de la creme. Dobrze wybrnal z zapominalstwa, nie? Ogląda politykę w TV, to wie jak sie wymiksować z sytuacji opresyjnych.

Pytam go, taka bardziej w klimacie: ryncemiopadli, co to za zadanie. On mowi, że mają porównać "Wielką Improwizację" Mickiewicza z utworem Paktofoniki "Jestem Bogiem". Zobaczymy co z tego wyjdzie.

7. Jan po bilansie szkolnym dostał skierowanie do poradni specjalistycznej z powodu wady postawy. A zawsze stawialiśmy go za wzór do naśladowania, bo chodzi wyprostowany jak struna. 

8. W Lidlu skończył się Jack Daniels Fire. Taka moja mała prywatna czarna środa z tegoż powodu, bowiem właśnie dziś zaczęłam trzydniowy urlop i chciałam uczcić.

9. Jutro zawiozę dwa ostatnie listy motywacyjne do ostatnich na mojej liście instytucji. Ciężko mi mieć wiarę w to, że coś się zadzieje, bo moją nadzieję na zmiany przyćmiewa beznadzieja związana z aktualnym miejscem pracy i układami, które się tam rozgrywają.

10. Zamykam listę w okrągłej dziesiątce faktem bardzo istotnym: Obywatel aktualnie przebywa na L4 i tak się składa, że jego chorobowe nakłada się na mój nieplanowany, ciut wymuszony przez szefową, ale koniec końców zbawienny dla psychiki urlop. Potencjalnie zbawienny. Bo może się okazać, że się po drodze pozabijamy, jak nam się priorytety dnia rozjadą.

16 marca 2022   Dodaj komentarz

Ale co tam ząb.....

....jajca się zaczęły jak wróciłam od dentysty.

W całym tym pośpiechu związanym z wizytą u zębologa, w szybkim prysznicu i ubieraniu się, musiałam jeszcze zadbać o moje comiesięczne przypadłości kobiece. I nie, nie chciałam o tym pisać, ale jak opowiedziałam o tym zdarzeniu Dzidzi, to ona stwierdziła, że dlaczego nie? Moje wnuki będą miały ubaw. A ja doszłam do wniosku, że jak być totalnie szczerym, to gdzie indziej, jak nie tu?

To był piątek, ostatnie minuty przed wyjściem do dentysty, ostatni dzień okresu, a ja w pośpiechu zaaplikowałam sobie tampon i spokojnie ruszyłam na piłowanie zęba. Armagedon emocjonalny i huśtawka nastroju miała nadejść już kilka godzin później, jak po euforii związanej z widokiem naprawionego kła, nadeszło zwątpienie czy przed założeniem tampona wyjęłam poprzedniego? Ile razy słyszałam, że pośpiech złym doradcą, to nie zliczę. Ponad dwadzieścia lat bycia kobietą i taka sytuacja. Pierwsza w moim życiu. No ale też nie co miesiąc łamię sobie zęby, więc spotkał mnie strach. Ile ja się naczytałam o skutkach ubocznych pozostawienia ciała obcego w ciele, pominę.

Postanowiłam działać i obdzwoniłam wszyskich ginekologów w mieście. Nastały takie czasy, że wizyta u lekarza prywatnie nie jest przywilejem, a nieosiągalnym luksusem. Przynajmniej jeśli chodzi o terminy. Wolny okazał się termin u doktora M. w lutym. Zgroza. Zadzowniłam nawet do przychodni, żeby spróbować się zarejestrować do lekarza na NFZ (a wiadomo, że to badanie na odpierdol, a lekarze szorstcy i niemili). I wtedy wpadłam na jedną jeszcze przychodnie w moim miecie, która nie jest aż tak znana. Trafiła się wizyta w poniedziałek na godz. 14.40 i to tylko dzięki temu, że pani w rejestracji miała w sobie okruchy współczucia i chyba dobrego humoru. Poszłam.

Najpierw sekretarka lekarza, czy tam asystentka, zrobiła ze mną wywiad (wymieniłyśmy się informacjami na temat rozmiarów stóp naszych nastoletnich dzieci i popłynęłyśmy w tym wywiadzie tak, że zamiast mojego imienia w karcie, nadała mi imię Teresa), a potem juz trafiłam przed łaskawe oblicze pana doktora, który dopytywać zaczął o szczegóły wizyty. Wtedy do gabinetu wpadła ta asystentka i mówi, że zamiast Wu, wpisała Teresa! i żeby pan doktor poprawił, bo my się tak zagadałyśmy na wywiadzie przed badaniem..... No to pan doktor wziął w dłoń długopis i skreslił Teresa, a powyżej wpisał..... Teresa. O matko, panie doktorze, pan też się pomylil! I jeszcze widzę, że numer skierowania na cytologię przepisałam od innej pacjentki, zamiast nadać nowy! Patrzyłam na to z przerażeniem w oczach, bo wiadomo, że znam jedną taką Teresę, która kiedyś należała do rodziny i zdołałam tylko wykrztusić: no t teraz nie wiem czy to dobry znak, czy zły....ta pomyłka..... 

 

doktor: no to jak to z tym tamponem jest? Zapomniala pani wyjąć czy sznureczek się urwał i nie mogła pani wyjąć? Jest ten tampon czy go nie ma?

 

ja: a skąd ja mam to wiedziec, jak ja już nic nie wiem.... zapomniałam o nim, wsiąkł czy gdzieś sobie poszedł....niech pan go odszuka!

 

Tampona nie było, ale okazało się, że jest mięśniak. Mały co prawda, ale do obserwacji.

I tak wyjaśniła się zagadka moich conocnych wizyt w wucecie na siku, bo mięśniak takie sobie miejsce wybrał, że uciska na pęcherz. Myślałam już, że to starość, a to jednak maleństwo (16 mm), które nagle pojawiło się w moim życiu. Śmiem przypuszczać (do czego głośno przyznałam się Dzidzi), że lekarz po mojej wizycie zrobił sobie na marginsie adnotację: uwaga, wariatka!

A po tym poniedziałku przyszła środa, kiedy miałam szczepienie trzecią dawką na covid. Też popołudniu. A wieczorem położyłam się spać i obudziłam sie znowu w środku nocy z potwornym bólem ramienia i treścią żołądka w gardle. Puszczałam pawie od 2 do 4 nad ranem, a o 5 miałam nastawione budzenie w tel do pracy. Okazało się, że w żłobku żniwo zbiera jelitówka, tylko rodzice skrzętnie i skrupulatnie to ukrywali.

Dzidzia mówi, że odgrażalam się, że porobię sobie badania na początku roku. I podobno idę jak burza.

Dentysta, ginekolog, szczepienie. Teraz kolej na okulistę, bo prawe oko przekazuje mi do głowy zamazany obraz, co bardzo irytuje. Co ja tam jeszcze mogę sobie za lekarzy powymyślać.....? Jak tak dalej pójdzie, to luty nie zdąży rozkwitnąć w kalendarzu, a ja trafię z rozpędu na badanie prostaty.

 

15 stycznia 2022   Dodaj komentarz

O tym, że w Konsylium przyjmują gówniarze........

.....i o tym, że chyba jestem dinozaurem w związku z tym i o tym, że chujowo się leży u dentysty, bo ślina kapie wprost do ucha.

Miałam fuksa.

Wedlug Obywatela.

A według mnie, życie jest dla mnie łaskawe, a Boziun to już w ogóle. Pstryczkiem palca wywala mi z gęby jedynkę, żebym się ocknęła, a zaraz potem daje mi możliwość zaklepania miejsca w kolejce u dentysty już na poniedziałek.

Tak się ucieszyłam, że to już w poniedziałek, taka fala szczęściamnie zalała....i nagle zadzwonił tel i pani z rejestracji z Konsylium powiedziała, że nagle zwolniło się jedno miejsce do doktora K. i czy jestem nim zainteresowana. Miejscem, nie doktorem. No pewnie! I mimo tego, że zalała mnie fala wątpliwości dlaczego ktoś nagle rezygnuje z wizty u dentysty, kiedy tak trudno się w obecnych czasach dostać do specjalisty....., mimo tego postanowiłam zaryzykowac, bo kto nie ryzykuje..... A kto ryzykuje, ten wraca do pracy po sylwestrze bez paców u dłoni albo bez zęba na przedzie.

Poszłam na umówioną wizytę. Cxekałam na korytarzu. Przyszedł po mnie jakiś gówniarz: pani Anna? Zapraszam do gabinetu. Zdążyłam pomyślec, że giermków wysyłają po klientów, to pewnie i sobie policzą za takie traktowanie, a okazało się, że to nie giermek, a sam doktor K!

Za młody, stanowczo za młody. Naszła mnie refleksja, że się starzeję, bo już takie smarki przyjmują jako lekarze......

Pierwszy moment grozy nadszedł, jak Pan K. opuścił fotel do pozycji leżącej i oznajmił mi, siadając za moją głowa, że teraz to on mi zdejmie okulary! Pomijam fakt, że jak facet ściąga kobiecie okulary siedząc tuż za jej głową, to jest to prosta pochyła prowadząca ich do łóżka. Jeśli okulary są dla Ciebie rodzajem osłony, broni, oręża, a dla mnie tym właśnie są okulary, to jak facet ściąga mi je w taki sposób, to trochę jakby mi gacie ściągnął albo stanik i to w miejscu publicznym!!!!!!!

Leżałam taka naga bez okularów-gaci na tym fotelu, pomiędzy Panem K. a jego asystentką, znieczulona w dziąsło, ślepa jak kura bo bez okularów, a on sobie z asystentką w najlepsze dyskutował o kolorze wypełnienia zęba! I to był dla mnie moment grozy nr dwa. Jak, na Boga, zaufać facetowi w doborze kolorów??????? Nauczona życiem z Obywatelem i tym, że zna cztery podstawowe kolory z palety barw, byłam posikana ze strachu, że o kolorze wypełnienia ubytku w mojej twarzy i to NA PRZEDZIE PASZCZY decyduje facet! Pamiętam sytuacje, kiedy Obywatel opisywał mi seledynowy odcień, ktory potem okazywał się szaroburą zielenią zgniłą albo kiedy ba beż mówił, że to brąz, to obawialam się po wizycie wstać z fotela i podejsć do lustra.

Finalnie okazało się, że Pan K. to wirtuoz. W dodatku musiał nieco musnąć wiedzy o artystach malarzach współczesnych, bo wiedział co i jak z tymi kolorami, a ząb mój zrobiony cacy!

Nie polecam natomiast pozycji horyzontalnej podczas leczenia zebów. Chyba, że ma się obrotną asystentkę. Pan K. wtedy takiej nie miał.

Mój boszzzzz......taki młody a taki zdolny.

Poza tym, że jak na mój gust za mody i strzelę mu z liścia jak jeszcze raz kiedyś będzie mi ściagał okulary, to pachniał czosnkiem.

Ale ząb mam. Cały.

07 stycznia 2022   Dodaj komentarz
< 1 2 3 ... 16 17 >
W_z_s_m-1 | Blogi