I co tera.
Dzisiejszy poranek sponsoruje Wynton Marsalis The very thought of you.
Oraz Urząd mojego Miasta i Gmina, ktore to instytucje przyznają mi świadczenia i mogę zrobić obiad. Makaron po mediolańsku. Krystian (zły chłopak,nie wiesz co on m za uszami, czyli dziecko instytucji zamkniętej, z zasiekami na murach) ochrzcił tak makaron z sosem i kawałkami kiełbasy.
No naprawdę nie wiem już co mam wymyslać na te obiady. Odkąd jestem w domu na pełen etat i mam fpip wolnego czasu (teoretycznie), muszę się wykazać (to już praktycznie) i wjeżdżać na stól codziennie z czymś nowym. Mam w domu trzech chłopa i każdy z nich chłop jak dąb, każdyz nich zjada konkretnie. Dziś będzie cienko, bo tak uważam. O.
Ale coś czuję, że niedługo na stół mogą wjechać przepiórki w okolicy trufli pod pierzynkami z wymyślnych sosów, bo szykuje mi się praca. Zapeszać nie chcę, ale jak do tej pory wszytsko układa się, mam rażenie, tak jak powinno, a ten czas, który spędzam nad studiami i garami, to chyba misternie ułożony plan od życia.
Obywatel zabrał dziś do pracy Gustawa. Gustaw zarobi swoje pierwsze pieniądze pracą, a nie słodkimi oczami czy dobrymi ocenami. Dobry z niego chłopak i do niczego nie przymuszam. Okazuje się, że chętnie wstał rano i poszedł z ojcem swym biologicznym by zgarnąć grosz. Ciekawe na co spożytkuje? Ostatnio, po latach ciułania i przegryzania myśli, kupił sobie wiatrówkę i teraz chodzimy na strzelnicę demolowac plastikowe kubki i butelki, tak na rozkręcenie. Oraz tarcze, no bo przecież.
Widziałam w TVN ostatnio w reklami Huberta Urbańskiego. On chodzi takim specyficznym krokiem, tak się kolysze w tej telewizji. I mi od razu na myśl przychodzi Hugh Grant. Z miejsca mam ochotę obejrzeć angielską komedię. W związku z powyższym odkopałam film. "Ona". Całkiem inny niż angielska komedia, ale postanowiłam do niego wrócić
O, wrócił Gustaw. Pyta mnie co robię, wiec mu mówię, że pisze znowu blog. "Acha" mi odpowiedział i zniknął, rzucając jeszcze okiem na ekran. Moje dzieciaki nie lubią jak robię im zdjęcia. A kiedyś były takie sympatyczne, no.
Byłam na grzybach.
Jedna dobra rzecz, którą wnoszą grzyby w domowe zacisze, to zapach. Jak wejdą goście, to mogę właśnie na nie zrzucić winę za zapach skarpet, a nie. Tłumaczenie, że mam w domu dwie testosteronowe bomby tykające, które właśnie wróciły z orlika.