Bezrobocie, dzień 40
Dzisiaj rano taki jeden, nie będę wskazywała palcem który, wszedł do kuchni w piżamie, boso i powiedział do mnie tak: Mamuś, dzięki, naprawdę..... Kolejny raz w piątek będę mial nieobecność, bo mam rano angielski.
I tak.... najpierw mnie zmroziło, że jak to, że ja nie ogarnęłam i to już kolejny tydzień tego zakichanego piątku, który powinien być, a nie jest wpisany w plan i ten od focha nie poszedł na lekcję! Aaaaaale zaraz potem mnie naszła refleksja, że kurwa mać, halo, że co? Kazałam rozpisać nowy plan, wydrukować i przywiesić na gwoździu nad biurkiem. I się pilnować, bo dosyć już tego niańczenia! Co wieczór kazałam sobie składać raport z minionego dnia (i mam na myśli lekcje) i harmonogram na dzień następny, który to harmonogram ma uwzględniać pobudkę. Zaprawę poranną daruję, a wcale bym nie musiała, bo mieszkamy na 4 piętrze i pies jest, co bardzo ułatwia wymyślanie zadań na poranne rozbudzenie. Wysłałam komunikat o wieczornych raportach i porannych ćwiczeniach i odgwizdałam koniec komunikatu, spocznij. Plan wchodzi w życie od niedzieli wieczór.