Dziwne, bo...
...podobno dziś o 20.25 dodałam wpis, a wcale tak nie było. Nic na bloga nie dodawałam. Nie wiem co się stało, ale szybko przemknęło mi przez myśl, żeby jutro, po powrocie do domu skopiować wpisy do Worda. Żeby nic nie przepadło.
Nie przepadnie mój sen, który miałam w piątek. Nawet, jakby zniknął jakimś cudem z bloga, to zostanie w mojej głowie, bo to był sen z tych, po których wzdychasz z ulga, że to jednak senne urojenia.
Śniłam, że jechałam z Obywatelem samochodem jako pasażerowie. Jechaliśmy pod Polo Market w moim mieście. Położyłam mu głowę na ramieniu i nagle poczułam, że ktoś dotyka moich włosów. Obejrzałam się i zobaczyłam trzech chłopa, w tym jednego ciemnoskórego, z bronią w dłoni. Wysiedliśmy na parkingu przed polo i powiedzieli nam, nasi gieroje, że mamy odebrać telefon, który nam wręczyli i postępować wg instrukcji. Zrozumiałam, że byliśmy jakimiś pionkami w ich rozgrywce, mieliśmy pewnie zginąć zaraz po przekazaniu im instrukcji otrzymanych przez ten tel. Zrozumiałam też, że szybko muszę zadzwonić do moich dzieciaków, którzy zostali na wakacjach z dziadkami nad morzem, żeby do mnie nie dzwonili, bo się wyda, że mam dzieci i moi oprawcy będą mogli mi grać na emocjach. Chciałam też przekazać Gustawowi, żeby nie wracali do domu, bo tu jest aktualnie zadyma z bronią w tle. Wyciągnęłam swój tel, ale oprychy to zauważyli i zabronili mi dzwonić. Bałam się, że się zorientują, że mamy dzieci. Wtedy zadzwonił ich tel, ten od instrukcji. Dzwonił i dzwonił i zastanawiałam się czy odebrać. Co usłyszę? Jakie polecenie? I co to dla mnie oznacza? Że zbliżam się do swojego końca? A moje chłopaki? Zostaną sami?
Dzwonil wtedy mój budzik. Zerwałam się z łóżka i poczułam ulgę.
Taki to był piątek.
A teraz jest niedziela wieczór i jutro znowu do pracy. Jak mi się nie chce.....