A pisałam, że w poniedziałek czułam się...
...tak, że daj spokój?
No. To coś było na rzeczy, bo wiadomo od dawien dawna, że jaki poniedziałek....
Otóż. Po dzieciach w żłobku (po liczbie dzieci) widać, że urlopy się pokończyły albo rodzice mają już dość, albowiem grupa w 99% zapełniona.
Aż do pewnego momentu, którego inauguracji podjął się Leon i jego kwaśne kupy. Okazało się, że był pierwszym oczkiem w łańcuszku jelitówki.
Zastanawiamy się z Patrycją czy i nas sieknie, ale biorę profilaktycznie enterol. Moim domownikom też wciskam.
Ale żeby później nie żałować, że nie skorzystałam z okazji, to zawczasu postanowiłam się najeść. Boże. Jakich ja śmieci w siebie nie wrzuciłam. Obiad był jedną, jedyną potrawą, która była wartościowa. A później jabłka ledwo dojrzałe, tzw. spady, wafle ryżowe, kisiel x2, chleb z gruuuuuubą warstwą czekolady też x2, jogurt waniliowy, ziarna słonecznika. Wychodząc z Kluską zastanawiałam się, czy nie popełniam błędu jakiegoś, żrąc za wczasu po kokardę. Doszłam jednak do wniosku, że lepiej jednak puszczać prawie treścią, a nie żółcią. Człowiek ma wtedy poczucie spełnionej misji, odhaczonego levelu jakiegoś, dopełnienia całości. Poza tym, wyjątkowo doświadczam mocy daru z niebios (cytując jedną instagramerkę), którym jest wyjebanizm. Mam na to genialnie wyjebane.
Moje dzieci dziś widziałam. Okazja była, bo wróciłam wcześniej do domu z działki i jakoś się tak złożyło cudownie, że akurat wyszli ze swoich pokoi, kiedy ja wchodziłam do domu. Inaczej zobaczyłabym ich dopiero w piątek pod wieczór. A zarośnięci na głowie, że prawie nie poznałam!!!!
Nie wiem czy tłumaczyć to wciąż przeszłą i nadciągająca kolejną falą pandemii czy przypisać to pod kwestią wieku....? Nie chcą wychodzić z domu, a z nami w szczególności. Podobno obciach.
Ale niech się internety popsują, to sobie przypomną, że ojca i matkę mają. Zaraz mi się przypomina news sprzed kilku lat, że w Chinach małżeństwo zostało skazane dużym wyrokiem, bo tak zapamiętale grali w necie, że zapomnieli, że im dziecko w kołysce płacze. Dziecko zmarło. Zobaczcie ile lat do tyłu jesteśmy w porównaniu z Chinami. A z drugiej strony to dobrze, że graja teraz, a nie kiedy powitają na świecie moje wnuki. Nogi z dupy bym im powyrywała jakby moim wnusiom włos spadł.
Rodzice mnie delikatnie naciskają, żebym coś zrobiła z sytuacją zasiedzenia w domu przed kompem, a intuicja podpowiada mi, żebym jeszcze nie ruszała z bloku startowego z morałami i działaniami naprawczymi, bo mogę wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Poczekam jeszcze moment. Potem zacznę od dialogu, jak zawsze.
Dodaj komentarz