Bezrobocie, dzień 2
Voucher w PUP na najbliższe siedem miesięcy zdobyty. Urzad pracy będzie mi teraz płacił za samodzielne poszukiwanie pracy, ale od tej instytucji nie mogę liczyć na pomoc. Jak kiedyś dostałam dwie oferty pracy, jak mi pani w okienku wręczyła dwa numery telefonów, bo cicho sza, ale praca jest, tylko brać!, to myślałam, że Pana Boga za nogi chwyciłam. A wyszło jak zwykle, czyli, że instytucja niedoinformowana, bo ogłoszenie od dwóch miesięcy już nieaktualne. Nie wiem, czego się spodziewałam. Pomocy może? Wiem, że jak nie ruszę zada, to praca mnie sama nie znajdzie, ale miałam cień nadziei, że może system działa sprawniej jakoś. Mama, Szefowa moja, powtarzała mi odkąd pamiętam, że jestem w czepku urodzona i zdaje sie, że liczyłam na mały cud powigilijny. A tu masz.
Dodam tylko, że wizyta w PUP zajęła 15 min.
Zakasam rękawy i roześlę na dniach cv do instytucji. Samo się nie zrobi.
Sypie śnieg. Wychodzi na to, że pogoda zaskoczyła nie tylko drogowców, ale nas wszytskich. A mnie, to w ogóle. Okazuje się, że moje dzieci nie mają grubych czapek zimowych, a starszy ma jedną, jedyną kurtkę zimową, przy której popruł się rzep przy ściągaczu. Bo przecież globalne ocieplenie i po co w ogóle buty ocieplane, no mamo, przecież niebawem będziemy w grudniu biegać w japonkach. Tak będzie, zobaczysz.
A tymczasem borem, lasem zbliża się do nas Bestia Ze Wschodu. Niż taki. Ma przypizgać do -20 i zasypać na biało po pachy. A my w tych japonkach.
Jak na świeżo upieczonego bezrobotniaka, mam od wuja pracy w domu. To się chyba nigdy nie skończy, a gdzie jest początek? Też zagadka.
Oprócz listy spraw do załatwienia na ten rok, zrobiłam sobie też listę niespodzianek, które mnie czekają pod koniec pierwszego półrocza tego roku. Lista krótka, bo ma tylko jedną pozycję. Schudnę. Jak zawsze.
Póki co nie wiem jeszcze ile i kiedy, ale wiem jak. Na początek jednak powinnam się zważyć, ale to też muszę odłozyć w czasie, bo nie kupiłam baterii do wagi, a przecież nie wyjdę znowu do sklepu, bo ta Bestia....