Położyłam się spać o 2 i wstałam o 7. Cudowne uczucie. Piękne zmęczenie z niedospania, ale tylko przez pierwsze 2 minuty. Wyszłam na długi spacer z Kluskiem, po powrocie poszłam do sklepu po bułki i zrobiłam oba trzem śniadanie, wstawiłam pranie i zaczęłam gotować obiad.
A w ogóle.....jak zrobić takie coś, że buduje się napięcie przez...powiedzmy miesiąc i w 3 minuty sprawić, że czar pryśnie?
Trzeba na przykład przesyłać Obywatelowi regularnie linki z promkami u jubilera na pierścionki złote wymarzone idealne i piękne i takie wyśnione przez te dwie dychy z hakiem. Wtedy trzeba chwilę odczekać aż przyswoi, że ma szansę spełnić marzenie o pierścionku zaręczynowym mocno spóźnionym i uszczęśliwić tym samym kobietę swojego życia, a okazja jest w jej przypadku bardzo okrągła już niebawem.
Wtedy, późnym wieczorem rozległ się dzwonek telefonu. Ściszyłam film na telefonie, żeby Obywatel mógł odebrać swój. I słyszę jak prowadzi rozmowę i mówi do kolegi, że nie, nie chce kodu do paczkomatu, że spotkaja się w pracy i sobie odbierze. No nie, nie może teraz rozmawiać głośno, bo obok siedzi Wu, a przecież...no nie ma wyjścia, musi powiedzieć głośno, że to prezent na jej urodziny. A później mówi jej, swojej Wu, że no trudno, się wydało, że to prezent.
Zobaczysz, przyda ci się.
I to jest jedno zdanie, które kruszy nastrój i budowane napięcie.
Co to jest, co jest prezentem i może się przydać?
Nigdy nie umiałam sama robić prezentów, ale też nigdy nie byłam kobietą, która czekala na niespodzianki. Na błyskotki tymbardziej. I nie wiem dlaczego tak się nie mogę doczekać na ten złoty krążek, który hipotetycznie wsunęłabym sobie na palec. Po co mi to? Obywatel powiedział kiedyś, że jak już da mi ten zaręczynowy pierścionek, to się z nim rozwiodę.
A dziś, zaraz po kawie odpaliłam na balkonie pachnący świeżością palnik podłączony do butli z gazem i opalałam karmnik dla ptaków. Zrobił mi zdjęcie. Powiedział, że miałam taki błysk w oku!