Bezrobocie, dzień 9.
Cicho!
Cicho, bo wpadłam na pomysł. Pomysł na biznes, ha! Wszystko trwało 2min +5 min, więc łatwo sobie wyliczyć. 2 minuty ściągania fatałaszków przed wejściem pod prysznic i 5 min na spłukanie szamponu z włosów oraz odżywki zaraz potem. Biznesplan jest przechytry, więc wszyscy się domyślają, że nie zdradzę szczegółów dobrowolnie. Mogę tylko uchylić rąbka....że odżywka była od Pantene i była chujowa i dobrze, że już się skończyła. Strach się bać co to by było, jakbym jeszcze miała czas ogolić nogi!
Z tymi moimi biznesami to zawsze było tak, że kiedy tylko rodził się plan, kiedy kiełkował pomysł, to odwaga na realizację spieprzała w las ciągnąc za sobą za pióra resztki samozapału. Czasami biznesy rodziły się w okolicach Finlandii i zakąsek, które to produkty konsumowałam z Dzidzią.
.....PONAD MILION ZŁ STRACIŁA 92LATKA OSZUKANA METODĄ NA POLICJANTA.... oglądam Fakty i zastanawiam się skąd ludzie mają taki majątek i dlaczego dopiero u schyłku życia?
Wracając do Finlandii.... W połowie butelki biznesplan nabierał rumieńców i zahaczał nawet o promki i bony świąteczne. Tylko, że nie uwzględniałyśmy na tym etapie jednej ważnej kwestii - nie miałyśmy asortymentu. Tylko te zakąski. Wieczór przebiegał w atmosferze heheszkowatej i czasem ten nastrój przechodził na dzień następny iiiii nawet przechodził razem z tym nieszczęsnym biznesplanem pisanym wódką i zimną nóżką. Kiedyś nawet dotarłyśmy do własnego logo. Niestety, wraz z trzeźwym świtem wracało trzeźwe spojrzenie na świat. I zawsze, ale to zaaawsze jak sprzedawałyśmy jakieś swoje hendmejdy z Dzidzią w internetach, równolegle, to ona na koniec miesiąca otwierała szampana, a ja maślankę.
Ale tym razem sytuacja jest inna. Troszkę nam się odwróciło w życiu i Dzidzia z pani domu stała się nagle biurwą, która zarzucając nogi na stół, jedną reką wklepuje faktury, a drugą trzyma kubek z latte macchiato. Natomiast ja zakończyłam karierę jako pedagog młodzieży do 98 cm wzostu i ....no. Jak w tytułach notek.
A zatem sytuacja rysuje się tak, ze zostałam sama na polu bitwy. A może raczej mam pole do działania? Nie wiem jak to ująć, jak to nazwać. Mam swoje poletko. Powiedzmy 2m na 1,8m i ode mnie zależy czy tam sobie wykopię dół i postawię mogiłę, czy może posadzę gęsto laur, z którego potem będę wyplatać zwycięskie wianki. Na każdy dzień tygodnia inny, bo czemu nie.
Ale do mojego pomysłu nie przywiązuję się za bardzo, bo wiem, że ze mnie taka handlara jak z koziej dupy trąba i raczej nie sprzedam nic. I właśnie dlatego to ma szansę na powodzenie! Potraktuję ten pomysł jak hobby, bo w istocie tak jest, że asortyment, jego produkcja, to hobby. I zamierzam się fajnie bawić.
Takżetę.
Muszę tylko jeszcze założyć jeden profil w jednym miejscu, nadać mu nową nazwę (która spłynęła na mnie przy czochraniu czerepu Glisskurem ze Schwarzkopf'u) i viola!
Zastanawiam się tylko, czy jak sobie odkorkuję jakieś winko pod ten pomysł, to nie popełnię falstartu. Czy nie zapeszę. Czy nie zaprzepaszczę szansy na jazdę ulicami mojego miasta kanarkowożółtym bentleyem? I właściwie dlaczego w profilu mojego bloga wyświetla, że jestem z Radomia, jak nie jestem? Mieszkam w centralnej oraz trochę zachodniej i bardziej na północ, co to potem zleksza wskręca na wschód części Polski. Tak z grubsza.
Dodaj komentarz