Drugi tydzień pracy.
Weszłam jak w masło.
Mała grupa dzieci, bo tylko 12, a i tak jeszcze nie było wszystkich na jeden raz w instytucji. Pracuję z Patrycją, młodziutką i sliczną jak z obrazka, rudowłosą (farba, ale hu kers?) studentką pedagogiki, która zdobywa doświadczenie dopiero. Jest bardzo miła, serdeczna i uczynna. Chyba nie jest z tych kłótliwych, chociaż czas dopiero pokaże.
To mały żłobek, bardzo przytulny. To moja ostoja na jakieś 2 lata, wtedy uderzam do przedszkola Bajka, w którym byłam zatrudniona. Tęsknię za tamtym zespołem ludzi, za tymi babami.
Na razie mam już zaliczone małe sukcesy. Organizacyjne i pedagogiczne, wychowawcze. Drugiego dnia pracy nauczyłam ich na przykład, moje małe wojsko, że jak piją, to muszą usiąść na dywanie (a piją z takiej plastikowej flaszki z rurką w środku. A niech się któryś zakrztusi na mojej warcie, to nogi z dupy powyrywam). A propos dupy, dziś na moje kolano usiadła Madzia podczas zmiany pampersa metodą na chybcika, czyli w locie. Okazało się, że nie zrobiła jedynie jedyneczki, a i dwójeczkę. I nie ostrzegła, małpa mała. miałam na sobie dziś ciemnoniebieskie dżinsy i .......gównianą łatę na kolanie.
Dodaj komentarz